
“Nie jest trudno pokonać w walce byka. Nawet 800 kilogramowego. Istnieje jednak pewien warunek – nie można się go bać.”
Masutatsu Oyama (karateka, twórca Kyokushin Karate)
Nie bez kozery zaczęłam tekst cytatem, ale o tym pod koniec artykułu.
Świat jest ani dobry, ani zły. Po prostu jest. Są i będą na nim ludzie, którzy szanują uczucia i emocje innych, są i będą też i tacy, którzy mówią, że szanują innych i… krzywdzą ich. Nie jest moim celem rozwodzenie się nad jakością ludzi, bo tak jak świat jest ani dobry, ani zły, tak samo jest z ludźmi – nie do nas należy ocena moralna ich postaw i postępowania. Chciałabym się skupić bardziej na emocjach, które pojawiają się w odpowiedzi na daną sytuację, czy zachowanie drugiego człowieka.
Co to w ogóle są te emocje, skąd się biorą? Są naszym przyjacielem, czy wrogiem? Złem, czy dobrem? Tłumić je, czy uzewnętrzniać? Zagłuszać, czy pozwolić im swobodnie płynąć? Czy możemy nad nimi panować? Czy one rządzą nami, czy my jesteśmy w stanie nimi zarządzić?
Jakże spokojne byłoby nasze życie gdyby nie emocje. Lubimy odczuwać te przyjemne: radość, euforię. Tych nieprzyjemnych – gniewu, pogardy, wstrętu, lęku, winy, czy wstydu – wolelibyśmy unikać. Ale czy chcemy, czy nie one po prostu są. Pojawiają się. I te miłe i te mniej miłe, pojawiają się bez naszej świadomości. Są rodzajem odpowiedzi naszego ciała na bodźce, zdarzenia, na nasze własne zachowania i własną sytuację życiową. Są naszą reakcją na osoby, sytuacje i wydarzenia zewnętrzne, które wpływają na nasz los. Nie jesteśmy w stanie zablokować procesu rodzenia się emocji, ale możemy zapanować nad ich ekspresją
Co ciekawe i te przyjemne, i te nieprzyjemne emocje stoją bardzo blisko siebie. Mogą zamieniać się miejscami, ewaluować, przeradzać, przekształcać… trudno je złapać, zdefiniować. Bo tam gdzie jest strach kryje się też i potencjał odwagi, a tam gdzie odwaga – kryje się zagrożenie, strach. Miłość jest bardzo blisko nienawiści, a stan euforii bardzo łatwo może zmienić się we frustrację, czy pogardę. W każdej emocji kryje się zalążek czegoś przeciwnego.
Gdy odczuwamy niemiłą dla nas emocję możemy potraktować ją albo, jako ból, który będziemy przeżuwać bez końca, albo, jako rodzaj wskazówki, że znajdujemy się oto w pewnego rodzaju stanie zagrożenia, kryzysu, naruszenia naszych granic czy krzywdy. Emocje mogą nam służyć, bo są rodzajem psychicznego barometru informującego o naszej sytuacji egzystencjalnej oraz o naszym sposobnie reagowania na tę sytuację.
Lęk wiąże się z myślami dotyczącymi grożącego nam niebezpieczeństwa, ale może być też związany z postrzeganiem siebie, jako kogoś zbyt słabego, aby móc skutecznie sobie z nim poradzić.
W złości i gniewie możemy wyrażać swój sprzeciw wobec danej sytuacji, którą postrzegamy, jako niesprawiedliwą. Może być też wyrazem niespełnienia oczekiwań wobec siebie lub braku zaspokojenia naszych potrzeb przez innych.
Zawiść, zazdrość może być negatywną oceną siebie na tle innych.
Smutek może być postrzeganiem rzeczywistości, jako zbyt przytłaczającej i zbyt skomplikowanej, by podjąć wysiłek jej zmiany.
Zapytani, co czujemy, zazwyczaj jesteśmy w stanie to określić. Nie zawsze jednak wiemy dokładnie, co z naszymi emocjami i uczuciami możemy zrobić, jak nad nimi zapanować, jak przejąć nad nimi władzę, byśmy to my pokierowali tą ogromną energią, tak, by przyniosła nam i innym pozytywne efekty, a nie miotała nami wpływając destrukcyjnie na nas i na innych.
Niekiedy unikamy określenia kontekstu tego, co się dzieje z nami w sferze emocjonalnej. Odsuwamy się od naszych emocji, spychamy je gdzieś tam. Mówimy jak Scarlett O’Hara „nie dzisiaj… pomyślę o tym… jutro, kiedyś”. Wtedy ryzykujemy, że to emocje zaczną kierować naszym myśleniem, postępowaniem i w końcu całym życiem.
Znam osobę, która jest zazdrosna o to, że „inni mają lepiej”, ale twierdzi, że wcale zazdrosną nie jest. Widać po jej zachowaniu, że sobie z tym ani nie potrafi poradzić, ani zapanować nad tym. Często krytykuje i umniejsza osoby, którym zazdrości i wylewając na nie tę swoją nieprzepracowaną emocję. Tym samym pogarsza sobie relacje z innymi. Myślę, że jeśli nie zdobędzie się na odwagę przyznania się sobie do tego, to nie ma szans na wyciągnięcie wniosków ze swoich zachowań. A mogłaby mieć lżej i energię skierować na to, by odkryć i wyeliminować w sobie źródła takiej zazdrości. Popracować nad swoją skłonnością do ciągłego porównywania się z innymi ludźmi, czy nad poddawania się swoim kompleksom.
Czy z energii, którą wyzwalają gwałtowne emocje można skorzystać dla własnego dobra?
To jest bardzo łatwe w przypadku emocji radosnych. A co, gdy odczuwamy ból i niepokój związany z niemiłymi dla nas emocjami? To takie łatwe już nie jest i … nadal można. O ile przyjmiemy dojrzałą postawę i weźmiemy odpowiedzialność za WŁASNE emocje, a nie będziemy obarczali tą odpowiedzialnością innych. Gdy wyrobimy w sobie przekonanie, że inni ludzie są odpowiedzialni TYLKO za swoje zachowania wobec nas, ale nie mogą odpowiadać za nasze reakcje emocjonalne na ich zachowania i nasze przeżycia.
Z kolei, jeśli zachowanie innych osób jest niedojrzałe albo przykre dla nas i nie możemy zmienić tego stanu rzeczy, to możemy zawsze zmodyfikować nasze sposoby emocjonalnego reagowania na ich postępowanie i stać się osobą z większym emocjonalnym dystansem do zachowania danej osoby, wydarzenia, czy sytuacji.
No… i dalej nie bywa też łatwo. Czasami tracimy nad emocjami kontrolę. Przechodzimy ze skrajności w skrajność. A to próbujemy uciekać od bolesnych emocji, a to poddajemy się przeżyciom emocjonalnym, które nad nami zaczynają dominować w danym momencie. Zdarza się, że w panice ucieczki, dodatkowo chcemy się „znieczulić” – sięgamy po używki, seks, zabawę, by nasze emocje rozładować.
Unikamy ciszy i refleksji nad sobą. Uciekamy w hałas, gwar, nałogi, czy w przesadną aktywność. W konsekwencji wyrządzamy sobie podwójną krzywdę: próbujemy zagłuszyć jakąś prawdę o sobie, a w dodatku ryzykujemy popadnięcie w różne uzależnienia. Gdy poddajemy się bezrefleksyjnie aktualnie przeżywanym emocjonalnym nastrojom – możemy stać się niewolnikiem własnej sfery emocjonalnej i popełnić sporo głupstw.
W obu sytuacjach pozbawiamy się szansy na życie w wolności. W konsekwencji skazujemy siebie na jeszcze większe, niż dotąd, cierpienia.
Emocje w nas są, były i będą … jak słońce, które też jest. Są ani dobre ani złe. Podobnie jak słońce jest szkodliwe tylko w nadmiernych ilościach i przy zbyt intensywnym opalaniu i one są szkodliwe, gdy utracimy równowagę w ich przeżywaniu.
Czy możemy postrzegać nieprzyjemne dla nas emocje, jak coś dobrego dla nas?
Możemy! Gdy czujemy negatywne emocje, one dają nam one doskonałą wskazówkę, że znajdujemy się oto, w jakiegoś rodzaju stanie zagrożenia, kryzysu czy krzywdy, który warto zmienić. Emocje mogą nam służyć, bo są rodzajem psychicznego barometru informującego nas o naszej sytuacji egzystencjalnej, oraz o naszym sposobie reagowania na tę sytuację.
Czy możemy okiełznać nasz negatywny stan emocjonalny?
Tak, o ile uznamy, że jesteśmy za nie odpowiedzialni, że nasze emocje są NASZE. Że to jest MÓJ żal, mój wstyd, mój gniew.
Niezależnie od tego, jaki bodziec je wywołał, to te emocje są MOJE, one rodzą się we MNIE. Skoro są moje a ja jestem wolna, to mam na to wpływ.
To ja decyduję, kiedy, przed kim, w jaki sposób wyrażam swoje emocje. Kiedy to poczuję, to znaczy, ze biorę za moje emocje odpowiedzialność, w jakimś sensie je tworzę, przekształcam. Destruktywne mogę zmienić w kreatywne.
Gdy odczuwamy bardzo silne emocje zatrzymajmy się na chwilę… NIE RÓBMY niczego zanim nie przywrócimy zdolności myślenia. Zadbajmy o siebie, o innych, zastanówmy się przez chwile i zadumajmy się nad pytaniami:
Co mogłoby się stać gdybym zamiast próby zniwelowania własnych negatywnych emocji uchwyciła, co myślę, co czuję?
Do jakich działań doprowadzą mnie moje emocje, gdy zareaguje natychmiast, bez refleksji, gdy sobie „ulżę”?
Czy ulżenie sobie, bez rozważenia konsekwencji rzeczywiście przyniesie mi ulgę?
Co to da mnie? Co uczynię innym, w których tym uderzę?
Jak się wtedy mogę poczuć? Jak poczują się z tym inni?
A co ja poczuję, gdy emocje opadną?
Gdy pojawi się MYŚL, to znaczy, że rozpoczęliśmy już nowy proces. Zdystansowania się i dyskusji z własnymi myślami. To pozwoli nam przetworzyć nawet najbardziej przykre i gwałtowne emocje w historię naszego życia, wyciągnąć wnioski i DOKONAC WYBORU, co do dalszego postępowania.
Dając sobie chwilę na dyskusję z własnymi myślami jesteśmy już w stanie tę naszą dziką, zwierzęcą część naszej natury ogarnąć rozumem.
Myśl powoduje, że włącza nam się rozum i podejmiemy konstruktywne, a nie destruktywne działania. Już nie reagujemy zwierzęco – impulsywnie w schemacie: bodziec = reakcja.
To jest ważne dla nas i dla ludzi wokół nas. Emocje, pomimo, ze są NASZE, mają zawsze charakter interpersonalny. Albo zbliżają nas do ludzi albo od nich oddalają. Emocje butnie i agresywnie demonstrowane, wywalane bezmyślnie, powodują, że razimy nimi w innych. To izoluje nas od ludzi. Strach, złość, agresja – w tych emocjach widzimy innych, jako wrogów.
Czasami izolują nas także pozytywne emocje – może izolować nas także uczucie euforii, zachłyśnięcia się sukcesem. To zniekształca nasze pojęcia o nas samych. Kiedy uwierzymy, ze jesteśmy wielcy, bo odnieśliśmy sukces – wynosimy się nad innych i pogardzamy nimi.
Mierzmy się z naszymi emocjami, jak z bykiem, bierzmy go za rogi używając, jako broni – rozumu. Nie bójmy się tego.
Mamy XXI wiek, jesteśmy już na bardzo wysokim poziomie ewolucji, zostaliśmy poddani wielowiekowemu treningowi kulturowemu. Jesteśmy już Homo Sapiens, a to brzmi dumnie.
Wracam do początku, do źródła, do tytułu – Seneka tak rzekł o emocjach i władzy- „ największą władzą jest władza nad sobą”.
