
Szef spotyka na korytarzu jedną ze swoich podwładnych, Panią Zofię Spychalską.
„Dzień dobry Szefie. Skoro już się widzimy, to chciałabym przedstawić panu pewien problem”- zwraca się do niego Zofia.
„Dobrze- mówi Szef- usiądźmy i porozmawiajmy”. W trakcie rozmowy dostrzega w problemie Zofii dwie powtarzające się cechy wszystkich tematów, z którymi przychodzą do niego pracownicy – on sam wie wystarczająco dużo na temat problemu i jednocześnie zbyt mało, by natychmiast zająć stanowisko. Co więc robi?
Mówi: „ Zofio, cieszę się, że z tym do mnie przyszłaś, ale spieszę się teraz, bo muszę się przygotować do spotkania. Pomyślę nad tym, jak będę miał wolną chwilę i wrócę z tym do ciebie”
Zastanówmy się przez chwilę nad sytuacją przyjmując założenie, że problem, to inaczej mówiąc „małpa”.
Na czyich plecach siedziała „małpa” przed rozmową na korytarzu? Oczywiście na plecach Zofii. Gdzie się rozsiadła po spotkaniu? Na plecach Szefa.
Szykując się na zaplanowane spotkanie, Zofia zagląda do gabinetu Szefa. „Szefie, chciałabym przypomnieć się. Coś słychać w mojej sprawie?”
No i kto teraz kogo „pilnuje”?
Szef Zofię, czy Zofia Szefa?
Role całkowicie odwracają się. Podwładna zaczyna organizować czas swojego przełożonego. A ponieważ Szef ma ściśle rozplanowany swój kalendarz i „małpę” przyjął dobrowolnie, to siedzi mu ona mocno na plecach. Teraz musi dbać o nią, karmić ją i poić, dopóki nie przerzuci jej z powrotem na barki Zofii.
I tak zupełnie bezwiednie Szef przyjął pozycję niższą w stosunku do swojej podwładnej. Pozwolił, aby to on sam stał się podwładnym pani Spychalskiej, podejmując się dwóch rzeczy, które zazwyczaj podwładni robią dla swego szefa: przejął odpowiedzialność za problem od swojego pracownika oraz obiecał, że zda „raport” z postępów swojej pracy nad problemem.
Gdy wracał po spotkaniu do siebie, przystanął chwilę przy ekspresie do kawy, postanawiając rozjaśnić filiżanką espresso swą głowę zmęczoną trudną i burzliwą naradą. Obok pojawił się Pan Robert Niewiemjaki i nieśmiało zagadnął, czy może do niego przyjść „na 5 minutek i szybciutko przedyskutować w szczegółach zmiany w kampanii promocyjnej”. „Proszę, Robercie, wejdź do mnie na chwilę” – powiedział Szef zabierając swoje espresso. 5 minut przeciągnęło się do godziny. Kończąc spotkanie Szef prosi Roberta: „Prześlij mi notatkę podsumowującą szczegóły”.
Przeanalizujmy z kolei tę sytuację. „Małpa” siedzi obecnie na plecach podwładnego, gdyż to do niego należy następny ruch, ale czai się gotowa do skoku na plecy Szefa. Robert Niewiemjaki pilnie pisze notatkę i przesyła ją mailem do Szefa. Do kogo należy kolejny krok? Oczywiście do Szefa!
Jeśli nie wykona szybko jakiegoś ruchu, a nie wykona, bo w kalendarzu ma umówione już wcześniej spotkanie ze swoim szefem, to dostanie kolejnego maila od Roberta Niewiemjakiego przypominającego mu o sprawie, czyli o konieczności opieki nad „małpą”. Im dłużej Szef będzie zwlekał z odpowiedzią, tym wyższa będzie frustracja Pana Niewiemjakiego i jego poczucie, że: „Szef to wąskie gardło, zwleka z decyzją” i tak samo będzie rosło poczucie winy Szefa i zaległości w wykonywaniu zadań narzuconych Szefowi przez podwładnych.
Po spotkaniu ze swoim szefem, nasz Szef deleguje część otrzymanego od niego zadania swojemu pracownikowi – Natalii Przypadkowej. I natychmiast oferuje jej swoje wsparcie: „Daj mi znać, jeśli tylko będę mógł ci w tym pomóc”. „Małpa” jest początkowo na plecach Natalii. Ale na jak długo? Jak znam życie, Natalia Przypadkowa zdybie Szefa, gdy tylko opracuje wstępny projekt, wrzuci mu „małpę” i będzie czekać i irytować się, że nie może dalej iść ze swoją robotą, bo nie ma akceptacji Szefa. U kogo tak naprawdę siedzi wówczas ‘małpa”? Nikt jej nie karmi, nie opiekuje się nią?
W efekcie „małpa” żyje sobie przeskakując z plecy na plecy albo stojąc okrakiem na plecach szefa i pracownika. Gdy tylko podniesie jedną nogę, podwładny dostrzega okazję i „ulatnia się”, a małpa kontynuuje swój żywot na barkach Szefa.
W efekcie Szef mając tylko 3 pracowników, ceniących jego czas, bo wrzucających mu na plecy TYLKO trzy małpy jednego dnia, hoduje sobie całkiem sporą menażerię do wykarmienia i zaopiekowania się, bo codziennie musi zajmować się stadem małp, złożonym aż z 9 osobników.
Szef pracuje ciężko, wykorzystuje do maksimum czas organizowany mu przez podwładnych, bo opieka nad „małpami” wymaga dużo pracy. Zawsze przychodzi najwcześniej i opuszcza biuro najpóźniej.
Gdy ostatnio wychodził do domu (w sumie dość wcześnie, bo to piątek był, tak chyba ok. 21, oczywiście spóźniony na mecz, który bardzo chciał obejrzeć) – z teczką papierów do przejrzenia w czasie weekendu, by nadrobić zaległości – zadzwoniła żona, by wstąpił do supermarketu i pilnie zakupił 2 papryki do sałatki na kolację, bo zapomniała o niej na śmierć.
Kupił paprykę i przystanął chwilę obok piwnego ogródka, gdzie kibice oglądali mecz na dużym telebimie. „Zobaczę chociaż ostatnie 5 minut”- pomyślał.
Nagle spostrzegł kilka znajomych twarzy. Zofia Spychalska, Robert Niewiemjaki i Natalia Przypadkowa radośni i roześmiani, pełni werwy oglądali mecz i rozluźnieni popijali piwo.
To mu wystarczyło. Doznał olśnienia! Teraz już wie, kto naprawdę, dla kogo pracuje i kto kogo nadzoruje.
Jego najbliższy plan: „małpy” będą do poniedziałku siedzieć głodne, w zamian on zyska czas dla siebie, którego część poświęci na bycie z rodziną, część na odpoczynek, a pozostałą część na opracowanie planu, jak nauczy podwładnych, trudnej, ale przydatnej sztuki opieki nad ich „małpami”.
Czyż nie brzmi znajomo?
Może w innych okolicznościach, miejscu i czasie… jak często bierzemy (zbyt) ochoczo od kogoś jego własne „małpy” do zaopiekowania?
